STRONA GŁÓWNA
POŁOŻENIE
GALERIA
SANKTUARIUM
GALERIA PARAFIALNA
AKTUALNOŚCI
HISTORIA
PRZYRODA
SZKOŁA
KULTURA
SPORT
KURPIE BIAŁE
OKOLICA
POMOC SĄSIEDZKA
PROMOCJA FIRM
INWESTYCJE
OGŁOSZENIA
NASI ARTYŚCI
AUTORZY
 
Kultura
Osadnictwo kurpiowskie w Puszczy Białej

Kurpie w Puszczy Białej pojawili się w kilku falach osadniczych w XVIII wieku. Akcję osadniczą przeprowadzili biskupi płoccy, którzy do swoich wyludnionych dóbr między Brokiem a Pułtuskiem sprowadzili w latach 1730-1790 kilkaset rodzin kurpiowskich (nazwiska: Bielski, Deluga, Deptuła, Duda, Pyśk, Puścian, Samsel, Szydlik, Zęgota, Zyśk i inne). Na tym terenie Kurpie zdominowali kulturowo ludność wcześniej osiadłą, a przez łączenie rodzin wytworzyli odrębną grupę, którą dziś nazywamy Kurpiami Białymi (inne stroje, podobna architektura, gwara - częściowo), dzieloną przez etnografów na grupy: ostrowską i pułtuską.

Tradycyjny strój kurpiowski

Stroje kurpiowskie noszone były przez ludność zamieszkującą obszary północno – wschodniego Mazowsza. Na terenach tych znajdowały się niegdyś dwie puszcze: Zielona i Biała. Puszcza położona na północy zwana jest Zieloną Myszyniecką lub Kurpiowską. Druga z puszcz – zamieszkana przez Kurpiów to Puszcza Biała położona w ramionach Bugu i Narwi. Ubiory kurpiowskie wyrosły z tzw. grupy mazowieckiej początkowo wspólnej dla Puszczy Zielonej i Białej. Z czasem z pomieszania stylów Puszczy Zielonej i Białej utworzona została grupa pułtuska i odgrywała dużą rolę jeżeli chodzi szczególnie o strój kobiecy. Kurpiowskie ubiory kobiece z grupy pułtuskiej Puszczy Białej przetrwały najdłużej i rozwinęły się najpełniej.

Strój kobiecy

        

Strój kobiecy składał się z koszuli szytej ręcznie z lnianego, białego płótna. Była to koszula przyramkowa, sięgająca za kolana. Koszule starszego typu przy szyi wykończone były prostokątnym kołnierzykiem, a przy rękawie wąskim mankietem. Zarówno kołnierzyk jak i mankiety zdobione były białym lub biało – czerwonym haftem. Koszule noszone przez Kurpianki były długie – za kolana. Górna część koszuli wykonana była zwykle z lepszego płótna, dolną – zwaną „nadołkiem” lub „kiecką” robiono z grubego, gorszego płótna. Na koszulę zakładała kobieta spódnicę – z tyłu suto marszczoną lub układaną w drobne fałdy. Najstarsze spódnice na Kurpiach zwane były kitlami. Wykonywano je z tkanin pasiastych w kolorach czerwieni z zielenią (różne odcienie). Przód spódnicy przykryty był zapaską. Materiał na zapaski był bardzo podobny do tego, z którego szyto „kitle”. Pierwotnie dolny brzeg zapaski był tylko podwinięty, natomiast po I wojnie światowej zaczęto go wykończać oszewką i tasiemkami lub ręcznie wykonaną koronką. Na koszulę zakładano kaftaniki zwane na Kurpiach „jakami”. Były one noszone zarówno przy uroczystych okazjach jak i do pracy. Najczęściej nosiły je mężatki, dziewczęta zakładały „jaki” rzadko. Szyty był zwykle z tkanin gładkich, raczej ciemnych, dosyć często z czarnej, jedwabnej podszewki. Zapinano je z przodu na drobne ozdobne guziczki lub haftki. Do tego stroju noszono na głowie barwne chustki wełniane ze szlakiem motywu róż. Przy uroczystych okazjach zamężne kobiety występowały w czepkach. Była to bardzo kosztowna część ubioru i przechowywano go z wielkim pietyzmem. Obuwie kobiece zwane też obuciem przechodziło wiele zmian. Najpierw kobiety nosiły plecione z łyka łapcie, później skórzane lub płócienne pantofle ozdobione na przedzie dużą kokardą. Z czasem przyszła moda na skórzane trzewiki na obcasach. Kurpianki bardzo chętnie chodziły boso i zakładały buty przy szczególnych okazjach i w ostatniej chwili np. przed kościołem. 

 

Strój męski

Strój męski z Puszczy Białej był bardzo skromny. Szyty był z tkanin samodziałowych. Po stroju można było poznać zawód i pozycję społeczną noszącego go mężczyzny. Kurp - rolnik nosił zwykle siwą sukmanę i granatową czapkę – rogatywkę obszytą czarnym lub siwym barankiem. Kurp – bartnik brązową lub brunatną sukmanę z tyłu mocno pofałdowaną. Liczba fałd świadczyła o zamożności człowieka. Przeciętna sukmana miała 12 fałd, noszona przez starostę mogła mieć 24, a ta którą nosił wójt gminy mogła mieć i 50 fałd. Strój trzeciego z najpopularniejszych w puszczy zawodów – strzelca składał się z płóciennej koszuli i spodni, burej sukmany, kapelusza, obuwia wykonanego z łyka.
Spodnie zwano na Kurpiach „portkami” od słowa „part” co oznacza grube, lniane zwykle nie bielone płótno. Na głowie mężczyźni nosili kapelusze – niskie, twarde – nie przepuszczające wody, z małym rondem. Zwano je grzybkami, gdyż kapelusz bardzo przypominał wyglądem, kształtem i kolorem w połowie odcięty grzyb. Najbardziej tradycyjnym obuciem w Puszczy Białej były łapcie i chodaki zwane niekiedy kurpiami. Łapcie pleciono najczęściej z łyka drzewa lipowego. Gdy „Puszczak” (bo tak siebie nazywali Kurpie) szedł w dalszą drogę brał ze sobą kilka par obuwia w zapas. 

 

 

"Kurpie - nazwa ludności zamieszkującej tereny dwóch puszcz mazowieckich  leżących nad Narwią: Puszczy Zielonej (zwanej też: Puszczą Kurpiowską lub Zagajnicą) i Puszczy Białej; także  określenie regionu kurpiowskiego (Kurpiowszczyzny). Nazwa wywodzi się od noszonych przez miejscową ludność butów (kurpsi) wyrabianych z lipowego  łyka  i początkowo była przezwiskiem  nadanym przez okoliczną ludność, zaś sami Kurpie nazywali się Puszczakami. Kurpie wywodzą się z osadników mazurskich (Mazurzy - historyczna nazwa
Mazowszan, później określała już tylko mazowieckich osadników w Prusach, a dzisiaj ludność autochtoniczną na Warmii i Mazurach, której językiem ojczystym był/jest polski)"

Błotniste ziemie i lasy nie sprzyjały osadnictwu rolniczemu, stąd pierwotnie główne źródło utrzymania dla Kupriów stanowiła puszcza. Pierwsi osadnicy pojawili się w XV wieku, wioski powstały sto lat później. Do puszczy napływała ludność ze wschodniego Mazowsza, szukając schronienia przed napadami Litwinów, Jadźwingów i Kozaków, a także chłopi zbiegli przed pańszczyzną oraz inni ścigani przez prawo. Pierwsi mieszkańcy Kurpiowszczyzny zajmowali się rybołówstwem, myślistwem oraz bartnictwem na podstawie królewskich przywilejów (prawo bartne, przywilej trwał do 1801 roku), wydobyciem oraz obróbką bursztynu, rzemiosłami drzewnymi i tkactwem. Pracowali też jako smolarze, węglarze i flisacy.

Znaki bartne (wg Marii Żywirskiej)

 

Kurpie nie odrabiali pańszczyzny, pozostając czynszownikami królewskimi (Puszcza Zielona) lub biskupimi (Puszcza Biała). Rozwój rolnictwa nastąpił w okresie XVII-XIX wieku. Naturalna bariera w postaci lasów ibagien wymuszająca samowystarczalność była przyczyną powstania odrębności kulturowej. Pierwsi badacze opisujący Kurpiów podkreślali też swoisty "dziki i szorstki" charakter, skłonność do uniesień i mściwość, ale też gościnność, wytrzymałość na trudy i zręczność łowiecką.

Osady kupriowskie początkowo oddalone od siebie później, z wytrzebieniem la­sów, zaczęły się skupiać w większe wioski. Charakterystycznymi elementami kultury materialnej są stroje, kurpiowskie chaty, zdobienia w drewnie i rzeźba, wycinanki oraz ozdobne palmy na Niedzielę Palmową. Elementy folkloru, w tym kurpiowska gwara, zachowały się do XXI wieku

Gwara

 

Gwara kurpiowska jest jedną z gwar mazowieckich. Charakteryzuje ją występowanie wielu archaizmów i zmiękczanie spółgłosek, np. pi wymawia się jak psi, bi-jak bzi (piwo-psiwo, biały-bziały), f-jako si, w-zi (ofiara-osiara, wisi-zisi). Głoskę m zastępuje n (miasto-niasto).

Słownik polsko-kurpiowski: Lekcja 1

Ziemia-zien

Dziewczyna-dziewcok

Kwiaty-ksioty

Kogut-psiejak

Gałąź-chluba

Komary-migi

Ołówek-psisak

Odmieniec-otnianek

Poprawiny-potarcyska

Fragment pochodzi z Blogprzewodnika

 

GADKI KURPIOWSKIE

-Jak jeden bartnik Pana Boga chciał oszukać
-Jek Paulinioki kapustę krajali
-Jek to w nasej puscy downiej bywało
-Jek u Geni kartofle kopali
-Księdzowsko ziśnia
-Letniki
-Lustracjo po kurpsiosku
-O downech porzontkach
-Zielganocno palma


Jak jeden bartnik Pana Boga chciał oszukać
Ziedomo, co bartniki nase dawne - jek uporządkowali swoje barcie w puscańskich borach - to chodzili potem obrządzać po dalsech wsiach i dworach, niby po bogatych dziedzicach, gdzie tyz siła barciów była - aze za Łomzą, Ostrołanką i Przasnysem. Pany to byli wcale dobrzy ludzie i wcale nie skąpe: i psić dali i jedzenia lepsego nie załowali, i za rzetelną robotę i scańśliwe podebranie niodu z barciów dali i sprawiedliwą zapłatę, a nieraz i na kolandę cosik ze zboza, bo tego u naju zawady na puscy brakowało. Ziedomo, jek to na puscy: o chojkę, grzyba cy jegodę nietrudno, a zagonów z zasianem zbozem to dawniej u naju na palicach porachował.
Roz story Bartnicki powandrował na oporządek bartny do jednego dworu - na "ślachtę" jek poziedano, gdziesik daleko, aze za scypankowską parasiją. Wzion ze sobą różną rozmaitość, potrzebną w drodze na taką dalecyją, linę bartną z kulą i leziwem, nie zabacuł tez o fajce, tabace w susonem pęcherzu, krzesiwku, nozu na długim trzonku do wycinania plajstrów z miodem. Nie brał ze sobą tylko dymnika, ale tez go wcale nie potrzebował: brał scapę próchna zierzbowego czy sokorowego, rozscepsiuł w jednem końcu, wsadziuł w śparunę - we chrzodek zarzący wańgielek, machnon tem narzandziem po zietrze - i juze dymu było co nieniara. A do insech pscołów, to wcale chadzał przez dymu.
- Te pscoły juz me trochę znają - mawiał - to i kąsac me nie bańdą - poziedoł.
Bartnicki opatrzuł juze niejedną barć, niodu nawybzieroł pełne pudłaki i kadłuby - na pociechę właścicielom, aleć na ostatek ostało mu się kilka jesce starech, wysokich barciów, a jedna najwyzsa i gładka, bez seków, a pscoły w niej wysoko, tylo ucą, tyle jech tamoj było.
- Pewnie w niej i niodu tu bańdzie niemało - pedo - ale jek do niej się dobrać? Nachci nie jestem taki stary grzyb, ale co wysoko, to za wysoko.
Rozmyślając nad tym podsedł bartnik do drzewa, popatrzył w górę, przezegnał się, zarzuciuł linę dookoła grubego pnia i poziedo nabożnie: - Panie Boze, dopomóz ni wleźć scańślizie na to oto barć, to jek wlazę, to ci Panie Boze uleję z wosku taką świecę, jak ten koł w płocie. To juze zidać Pan Bóg mu dopomóg, bo wloz przez trudu do połowy bartnego drzewa. Tu spojrzał do góry, westchnon naboznie i znowuj pedo:
- Panie Boze, daj scańślizie doleźć do zierzchu, to uleją świecę, jek to bzicisko w grubasem końcu. Pan Bóg mu i tu dopomóg, bo juze wlozł wysoko nad chałupe - pod same gałańzie.
- Panie Boze - aby juze do samego dzionka, to bańdzie wsytko dobrze, śweca dla ciebzie pewna - jek obziecałem, tak uleję z żółtego wosku. Pan Bóg i dalej dopomóg scerze, bo bartnik wlaz do góry, kani potrzebo.
- Dziańkuje ci, panie Boze - poziedo nabożnie bartnik - kajześ ni tak gładko dopomóg, to ci za to uleje świecę jek palec, ze scernego zapaśnego wosku, bo śwyzego to jesce ni mom.
To powiedziawszy bartnik zarzucił linę bartną swoją na wystający sęk, co styrcał nad jego łbem. Potem podciongnon się mocno rękomani i chcioł się uzionzać u sęka i brać do roboty przy pscołach i niodzie.
Aleć nie ziedomo, cy sęk buł stary i lichy, cy pon Bóg się pogniewał na osukańca, bo zaro sęk się ułamoł, a bartnik grzmotnąn z góry wej na łeb i prosto na zień pod starą barć.
Nie zabziuł się co prawda, bo zleciał na kampki mchu, co ktościk dla siebzie nagrabziuł, ale natrząchnon się nieźle i gnoty mu w zaziesach skrzypsiały.
Zaro tez podniósł się z zieni, złozuł naboznie rańce, westchnon do nieba i poziedo grzecnie: Panie Boze - dziańkuję z serca za to, ze jesce zyje, ale cemuj to było się takoj zaro pogniewać? To byli tylko takie zarty.
(ze zbioru "Gadki kurpiowskie" spisanego przez Adama Chętnika): (autor nieznany)

Jek Paulinioki kapustę krajali

Przybocyło ni sie jek to bułem kedyś z matko u Pauliniokow kapustę krajać. Nojpsierw nolezało naostrzeć ten duży nos, co to niem wuj zawse świnioki ślachtowoł. Dłuzsy cas go ociec o kanień glancował, tak ze ani sie dotknąć do niego, taki buł fatny. Błyscoł sie jek łusina starego Jędrzeja spod boru. Poźniej matka zazineła go w bzioły fartuch, włozyła pod poche i mozi do mnie tak:
- Co mos sie jem tu selenceć po izbzie, to choć lepsiej ze mno.
No i poślim.
U Paulinioka chłopy nosili juz worki z kapusto do chałupy i obcinali te zierzchnie liście. Na chrzod izby postazili duzo wannę, a naobkoło niej zydle i ławe dlo kobzietow. Stary Paulin przykuloł becke z ubzijokem, a za sile przysły i kobziety. Zmoziły pochwolonke, obzineły sie bzieluchneni fartuchani, usiadły na zydelkach, a fartuchy zarzuciły na brzeg tej wanny. Oj, ślicnie wyglondały w tem bziołem kołecku; tak ślicnie, ze az prazie poboznie.
No i sie zaceno. Kobzietom tylo noże błyscały w rencach, a kapusta sypała sie do wanny. Jo tez pomogołem obcinać liście i podnosieć głowki blizej wanny. Co sile matka wyciena i dała ni za to głomba. Tak naprowde, to ni tylo o te głomby sło, bo smacne były jek nieziadomo co!
Paulin nałozuł w niske nacientej kapusty i wsypoł do becki. Okrasiuł ksyne solo i zacon ubzijokem ubzijać.
- I co ty nojlepsego robzis! - krzyknęła staro Paulinka. - Boj sie Boga!
Paulin az podbryknoł, ślepsie wytrzescuł na Paulinke i stoi tak zgenty nad becko z ubzijokem.
- A bo co? - pyto sie.
- Jesce nie zidziałam zeby sie komu od dronga kapusta ukisiła! - tłomacy staro Paulinka.
- Lepsiej rozumu do łba sobzie niem nabzij, a nie kapuste!
A Paulin dalej stoi kele becki ze skrzyziono gembo, jek by mu bełk dokucoł. Patrzy, a kobzieta rozzuwo stare chodoki i tretuje sie do becki. Paulin ksyne sie odsunoł, głowo pokiwoł i mozi tak:
- Kobzieto, toć ta kapusta, to prendzej przyśniardnie niz ukiśnie, jek bendzies jo takeni brudneni kulosani deptać.
Ale staro Paulinka nic nie godała, tylo kitel rencani ujena i deptała, az kwas z becki pryskoł. Tak to kedyś ludziska kapuste kisili.

Leszek Czyż

Jek to w nasej puscy downiej bywało

Jek chto dziś przyjadzie z daleco na te nase Kurpsie, to sie cale ucieseć nie moze teni naseni ślicneni borani, tem śwezem pozietrzem i teni gościnneni ludziani, co tu od ziekow siedzo. Tak do śternastego, a moze i do psietnostego zieku, to tu cale zyć nie sło. Wsendy tylo bor gensty a zielgi az pod samiuśke chmory, a bagnow i strugow niendzy teni chojokani i jeglijani pełno, a i niedźwedziow i zilkow tez nie mało było. Dopsierku w sesnostem i siedemnostem zieku pomaluśku ludzie, co tu z roźnech stronow sie przywlekli, zaceni siedliska swoje zakłodać. Nojprzod to polowali na te niedźwedzie i jelenie, łapali ryby w strugach abo wybzierali niod z barciow. Druge, to zakłodali nawet take kuźnice, co to w niech zielazo z rudy darniowej wytopsiali. Dopsieru później zaceni orać i sioć.
Nojprzod Kurpsiow nazywali Puscokani, bo w puscy zyli, a poźniej Kurpsiani jech przezwali od tech chodokow, co to je z łyka zierzbowego cy lipowego wypletali. Oj, bzitny to buł naród, a uperty, a pusce swojo niłujący, jek mało chtory. Do strzelanio z fuzyji to juz takech małech srelow nakłodali. Wszyscy downiej ziedzieli, ze nojlepsiej strzelać, to tyło Kurpsie mogli. A trzeba wom ziedzieć, ze nie tylo w zajonce strzelali. Jek było trzeba, to i Śwedow z puscy przegnali i Ruskech ...., chto tyło sie napałencuł, a chcioł swoje rzondy wprowodzać. Wtencas zoden Kurpś przed nikem innem karku nie zginoł, jek tyło przed samem krolem. Do dziś ludzie znajo psieśni o Stachu Konzie, co to pod Jednacewem go zakatrupsili.
Nojgorso bzieda, to przysła na Kurpsiow chyba w dziewetnastem zieku. Głodowali wtencas bziedne ludziska, ze nie doj Boże! Dużo do Hameryki pojechało lepsego zycio sukać, ale duzo i ostało sie na tech lichech psioskach. Jedne wzieni sie za handel z Prusokani, a druge ogorniali to swojo chudzizne jek mogli. Jek po psiersej wojnie zaceni jem jesce i te rzondowe dokucać podatkani, to nareście pośli kupo w dwudziestem cwortem z zidłani i kijani na Kolno, zeby starosta sie opanientoł. Na przodku sły wtencas kobziety, bo każdy ziedzioł. ze z Kurpsionko, to lepsiej zwady nic sukać. Bziedne to były casy.
Dziś moze juz i ni ma tu takech zielgech borow, co po niech niedźwedzie i tury downiej stecki wydeptywały, ale takech ludzi gościnnech i takego pozietrza cystego jek tu, to chyba daleko by sukać po śwecie.
Leszek Czyż

Jek u Geni kartofle kopali

Tero to nasły take casy, ze tylo patrzeć końca śwata. Downiej moziłam jedno cąstke rozańca ziecorem, a tero wszystke trzy i to na klenckach. Przed niedzielo kopalim kartofle; te na dołku kele olsynow. Wzienam kosik, motykę i ide pomału na pole, a moj chłop krzycy:
- Stój, Genia! Juześ chyba dość sie to motyko nakopała!?
Ustałam i patrzę, to na motykę, to na chłopa. A motyka dobro, porencno, jesce po matce jo mom.
- To cem mom kopać, grabziani!? - pytom sie go.
A on na to, ze Jentoniow Franek kupsiuł kopacke i przyjadzie dziś nom kopać. Wolo Bosko. Motykę ostaziłam i poślim na pole. Za sile przysły i kobziety, ale tez bez motykow. Ustałym tak z teni kosikani i stojem jek głupsie kele niedzy. Na roz patrzę ci jo, a tu zzo olsynkow jadzie i Franek. Jadzie ci on na tej kopacce w pore koni jek jeki bziskup. Zajechoł od Bronkowej niedzy, ustoł, a my chyzo jedna przez drugo to kopacke oglondać. Patrze, z przodu dysiel, z tyłu śnigło, siodełko, a na siodełku Franek z bzicem. Zieta ludzie, ze jo w zyciu jesce tyle strachu to nie przezyłam jek wtencas.
Jek ten Franecek bzicem śmagnoł konie, jek ta kopacka rusyła, to nie ziedziałam, cy mom uciekać, cy o scenśliwo śnierć Nojśwentso Panienkę prosieć. Te śnigło zaceno terkotać, psioskem po ślepsiach sypać, kobziety ryceć zaceny wniebogłosy, kosiki śmergneły i kazdo we swo strone uciekały, tylo kurz za nieni wstawoł. Andzia z Olesio, to az w olsynkach sie zatrzymały. Konie sie wyrasiły tego ryku. Franek zlecioł z siodełka i zgubziuł bzic. Konie zaceny galopować z to kopacko po kartoflisku. Franek za nieni, a moj chłop za Frankem. Kartofle, to tak lotały w pozietrzu, ze tyło sie kosikani zastozialim zeby w łusine nie dostać. Cale sodoma! Kobziety powyrosane, kartofle az na Bolkowem polu, a konie z to kopacko w olsynkach.
Jek ni ksyne odesło, to psierse co zrobziłam, to wzienam ten bzic, co go Franek zgubziul i nojpsierw mojemu chłopoziu pore lepsech na chrzybonie odnierzałam, a później chciałam Frankoziu, ale on je za chyzy.
Za sile poznajdywały sie kobziety. Przyniosłym motyki i zabrałym sie za kopanie. Pomału nom to sło, bo rence straśnie drzały, a Andzie z Olesio, to scykutka trzymała az do samego pamroku.
Ludzie me we wsi znajo i ziedzo zem kobzieta spokojno i nowocesności nie przeciwno, ale poziedziałam chłopoziu, ze jek ni jesce roz tego satana na pole przywlece, to go tak motyko przezegnom, ze bendzie chyziej nogani przebzieroł jek te śnigło u kopacki.
Leszek Czyż

Księdzowsko ziśnia

Opoziem wom tako jedno rzec jek em buł jesce mały. Tero taki dzieciok, to mo wsio o cem tylo zamyśli, ale downiej tak nie było. Tero od Nikolaja, abo na wykup, to pełno torbe słodycow dostajo, a mnie chrzesno, to tylo kawol psennego placka i pore psisankow przyniosła.Totez roz, a było to w take skwarne lato, ślim z Jędrzejem sie wykąpać do rowu i zobocyłim na przećko plebanii tako fajno ziśnie, a cało obsypano owocem. Udumalim, ze jek sie ściemni, to przydziem skustować ksyne tech ziśniow. Tak tez zrobzilim. Podeślim do niej pamrokem od strony zogajnika, zeby nicht nie zidzioł.
- Właź chyzo! - mozie do Jędrzeja - póki jesce zidać. Ty rzij i rzucoj,a jo będe łapoł. Nie poziem, nie opsierol sie za długo.
Wloz i rzie, ale rzucać, to za duzo nie rzuco.
- Nie zrzyj - mozie - tylo rzucoj!
A on co i roz to gordziel wyciągo i na coś patrzy. Slepsie wytrzescuł, to myślołem, ze sie teni pestkani udoziuł, ale nie. Za sile złazi.
- I cego złazis? - mozie - Som sie nazereś, a dlo mnie to co !? Ale on cale nic nie godo, tylo jesce chyziej złazi. Bryknoł i kładzie sie w trowe. No jo - myśle sobzie - nałykoł sie tech ziśniow, przepadziwek jeden razem z pestkani i mu tero bełk dokuco. Juz chciołem na niego krzyceć, ale oglądom sie .. , a tu za mno ksiądz probosc z bzicem stoi. Moj Boze..., wszystke modlitwy na roz ni sie przybocyły. Na scęście probosc buł cłoziek starsy i nie trasiuł mnie po ciemoku tem bzicem. Jędrzej nie cekoł na mnie, ale jo i som chyzo droge do domu znalosem.
Do dziś omijom to księdzowsko ziśnie.
Leszek Czyż

Letniki

Łońskiego roku w lato przyjechały do nasej wsi letniki z Warsiawy. Jek sie zatrzymały tem samochodem kele plebanii, to zaro sie take zbziegozisko zrobziło, jekby na odpust. Kazden robote śmergnoł i dalejze ten samochot oglondać, no i jech samech. Jo tez zaro poleciołem, bo to sie take rzecy u nas censto nie trosiajo.
Za sile wyset probosc, przyzitoł sie z teni letnikani jek sie nolezy i zaceni o cemś godać. Nie sło wsio zrozunieć, bo godali po niastowemu, ale wyniarkowołem, ze te letniki chco gdziesi we wsi przenocować.
- Toć u nas sie tero niejsca ksyne zrobziło - mozie do probosca - przecie nasa Bolcia na ziosne sie wydała i w alkerzu nicht nic spsi.
Probosc głowo pokiwoł i kozoł ni lecieć matki sie zapytać, cy by letnikow nie przyjena. Matka nie była przeciwno.
Za sile zajechali na nase pugrotki tem samochodem, a psies zaro ogon podkuluł, wloz do budy i nie wylos az pojechali. Zajechali kele stodoły i wysiadajo - nojpsierw ten gruby łysy, poźniej, zidać jego kobzieta, tez grubo, ale krozowato; a na końcu taki mały srel z bziołeni włosani.
Tylo na niego spojrzołem, a juz ni sie nie spodoboł. Tylo mu ocy chodziły, co by tu na ciorta zrobzieć.
Matka jek roz krowy wycerkała, to jem zaro po kworcie śwezego mleka dała. Wypsili po dwa, bo i nieli gdzie wloć. Ten mały nie chcioł, bo moziuł, ze śnierdzi; to ten gruby zaro go po cuprynie trzepnoł i nakozoł zeby grzecnie wypsiuł. Becoł srel, ale psiuł.
Zieta ludzie, ze tak z wyglendu, to by sie zdawało, ze te niastowe, to mondrzejse ludzie. Napatrzułem się jo na niech i poziem wom, ze to fest dziwoki! Oni sie nawet krowy bojeli, i to tej starej bziołej! Toć kazdy zie, ze to nojspokojniejsy bydlok we wsi. Nientko w dojeniu, a ligać, to ona chyba cale nic moze. A te jo onijali z daleco jekby jeki parch niała.
Poźniej ten gruby poset na pośnik, gdzie nasa kaśtanka sie pasła i pyto ojca, cy by na niej nie mok zierzchem pojeździeć. Śnioć ni się zachciało, no bo znom kaśtanke! Ona by prendzej na tobzie - myśle sobzie -zierzchem pojechała, jek ty na niej. Ale i nie redziła by go! Ta krozowato znowu posła z matko nase prosioki oglondać, jekby było co. Prosioki, jek to prosioki, co tu oglondać. A ona mozi, ze chce pogłoskac prosiocka i tretuje sie w tech trepkach do chlewa. Tam juz ze trzy dni nie było ścielone, to zaro ulgneła w tem gnoju i ani wyleść nazot. Sile zesło zacem jo ociec z tem grubem wyrabowali. Uciorciła sie w tem gnoju az po samo stryjno. Myślołem, ze sie zesce ze śniechu. Dłuzej nie bałamuciułem, bo ociec nakozoł ni goździe prostować. Posetem pod sope i wzionem sie do roboty. Patrzę, a ten srel idzie za mno. Ustoł kele mnie i sie wypytuje, a co to, a co tamto...; po sopsie łazi, w konty zaglondo...
- Idź,- mozie- bo ci co jesce na łep zleci i wtencas sie dozies! Ale gdzie tam! Nareście zachcioł zeby mu dać poprostowac tech goździow na bombzie. Rod nie rod, musiołem ustompsieć. Wzion młotem i śtuko, to w goździa, to przy goździu, nareście w paluch.
- A zidzis! - mozie - nareście sie doziedziołeś! A ten w ryk i polecioł do matki. Myślołem, ze juz ni do pokoj, ale za sile znow przyloz z tem obzinientem paluchem i pyto sie na co jo te goździe prostuje. Mozie mu, ze dennice bendziem naproziać. To on znów pyto sie, co to je dennica. Jo nie ziem, cego oni w tech niastach uco, ze dzieciok nie zie nawet, co to je dennica.
Wzionem drewna i wygnołem go z tej sopy.
Za sile taki psisk sie zrobziuł na pugrotkach, jekby poru świniokow na roz ślachtowali! Wyleciolem z tej sopy, patrze, a on stoi naprzećko chlewa i kartoflani celuje w prosiokow.
- Uspokój sie gowniorzu - prose grzecnie - bo cie zaro psem poscuje! Jek ostaziuł prosiaki, to znow kokosy zacon goniać. Później dłuzsy cas nie chciały sie nieść.
Jek nareście pojechali, to cale ozdroziołem. A i psies wyloz z budy i zacon siekać, i kokosy zaceny sie nieść, a prosioki znow zaceny przybzierać na wodze.
Tero juz ziem, ze tem letnikom, to tylo nad jeko wode jechać i w zołtem psiosku sie grzebać, a nie do ludzi!
Leszek Czyż

Lustracjo po kurpsiosku

Jek tak nieros przed ziecorem przycupne na kempsie kele pośnika gdzie zawdy nasa kaśtanka sie pasie, i jek tak zacne dumać i dumać, to nieros i co mondrego wydumom. Przede śwenty tez me tak wzieno na dumacke i wydumołem, ze downiej to casy były spokojniejse. Tero ludzie zrobziły sie take prentke, ze ani nadązeć za to nowocesnościo. No, ale sie tylo tak przyglondać i beceć..., toć to nie na gospodorza! A ziadomo, ze gospodorz ze mnie nie lichy: kaśtanka ze źrebokem, dojnech psięć, dwa owce i baron, trzy porki świniokow -je co oporzondzać. Pustech kontow w chlezie ni mom.
Totez udumołem sobzie, ze na ziosne zapoziem zeby wybrali me za sołtysa. Lepsego i tak nie nojdo. Nicego ni nie brok -i robotnym, i poziedzieć jek co trzeba, to poziem, a i u młodziokow mom uwozanie - kazden dzieciok we wsi sie mnie boi.
Jek o tem sołtysowaniu poziedziołem kobziecic, to sie ksyne śniała, ale kobieta, jek to kobzieta - nie utrasis - śnieje sie z nieziadomo cego. Nie zwozołem na te babske śniechy i w zesło niedziele, zaro po sunie poziedziołem chłopom co i jek. Nojprzot nic nie godali, tylo patrzyli sie to na mnie, to na sie. Nareście wystompsiuł Jendrzejow Bronek i mozi tak:
- Jek rzecy majo sie tak, no to nojprzot my musiem zrobzieć lustracjo.
O śwenty Jozesie! - podumołem sobzie - jo nie ziem co to je ta lustracjo, ale jek to je to samo co kastracjo, to jo sobzie chyba odpusce te sołtysowanie. Ale nie. Jek Bronek zobocuł zem zbzieloł jek ściana, to me poklepoł po łopatce i mozi, ze boleć, to to nie boli, ale jek co mom na sunieniu, to zeby jek na śwentej spoziedzi wsio jem wyłozeć. No, ale az taki głupsi to jo nie jestem zeby sie Bronkoziu spoziedać.
Nareście uredzili, ze sani me bendo lustrować. A lustrujta - myślę sobzie - aby nie za mocno, bo sie fest gitkow boje.
No i zaceni. Przyśli do mnie cało kompanijo zaro za porę dni. Bronek wystompsiuł naprzot, podrapoł sie po łusinie i mozi, ze oni za bardzo to nie ziedzo jek by me zlustrować, bojo do nicego nie nolezołem, tyło do kołka rozańcowego. Na to wystompsiuł ten duzy Jozef i mozi, ze na sołtysa to musi być duzy chłop, a nie taki tylo równy ze śtachetani, i ze moje krowy to mu co rus w zyto włazo.
- Chłopsie - tłomace mu - no toć to nie krowy bendo sołtysować, tyło jo!
Ale Jozef sie uper i mozi, ze jek jo krowow upsilować nie mogę, to i z porzontkem we wsi takzes bendzie. Na to moja kobzieta nie wytrzymała i wykrzycała Jozwoziu w samo gembe zeby lepsiej swojech gęsiow psilowoł, bo jej w ogrodzie sodome robzio. Jozef sie zaindycuł i zacon pazorani mochać, a Bronkoziu sie przybocyło, ze go kedyś przezywołem "śnorek" i zacon beceć. Wtencas wystompsiuł Pęcokow Jonek, bo mu sie znowus przybocyło, ze go kedyś z chlubo po pugrotkach goniołem i tez zacon beceć. I take sie bekozisko zrobziło, ze az ni dziecioki z chałupy pouciekały, a psies zacon psisceć i wlos do budy.
Nareście wyolowołem cało to konisyjo z chałupy i poziedziołem zeby sie w innem niejscu lustrowali, bo ni dziecioki powyrosajo. Nie poziem, pośli po dobroci i ziencej nie przychodzili, ale i me sie tez tego sołtysowanio odechciało. Podumołem sobzie, ze już lepsiej casem na kempsie przy pośniku przycupnąć i o downech casach podumać, niźli sie z to nowocesnościo bziodować.
Leszczek Czyż

O downech porzontkach

Zieta ludzie, ze dziś to ni ma porzontku na tem śwecie. Kazden sobzie panem, kazden nojmondrzejsy, nicego się me bojo... Downiej to nawet bydloki sanowały ludzke zwycaje i nie przeciziały sie jek dzisioj. Na ten przykłot - kokosy. Przysły nieros cało kompanijo az pod som prog. Bobka wysła i sie pyto:
-I cegośta przysły? A..:, jo ziem cegośta przysły - zercio chceta! Jo was tu zaro napase, tyło nie idźta!
A kokosy rade nie rade grzebzienie pospuscały, podumały, podumały, zabrały sie i posły. Taki to buł wtencas porzondek. A i jojka niosły nie take jek dzisioj. Jek matka kedy jojko usmazyła, to przez dwa dni w chałupsie pachniało. Znały sie nieboroki na rzecy. Na przednowku, to lichsiej sie niosły, a przedeśwenty znowus lepsiej. Zawdy bobka kazdo kokos wymacała zeby chtornej do tego głupsiego łba nie przysło jeke jojko gdzie zachachmencieć. Kur tez sie nie legaciuł tak jek dzisioj. A to psianie na obudzenie, a to na południe, a to na spanie, a to trzebzienie kokosow ..., cały bozy dzień nioł co robzieć. Kazde stworzenie ziedziało po co zyje, a dzisioj...?
Na ten przykłot - Bzigdorkow Oleś. On nawet w niedziele nie moze z nicem nadązeć Zacem wstonie z tego ślubanka, zacem sie przeciągnie, zacem onucki zazinie, przydzie do kościoła na sumę, a ksiądz - "idźta, osiara spełniona". A mozio, ze niby pobozny. Do "Rozy" nolezy, ale jek przydzie kartki wynieniać, to ciensko go dobudzieć.
O dobytki tez licho dbo. Nawet na cas jem nie pościele. Łońskego roku, to mu sie dwóch prosiockow w chlezie utopsiło. A i dziewcoki kedyś jenokse były - take i do tońca i do rozańca. Jek sie chtorno wzieno na muzykę, to tyło furała kele cie, a warkocani, to nie jednego, co popodścieniu stojeli, po gembzie oblała az sie nawrociuł. Tero to tyło sie poodymajo jek jeke hrabziny i ani do tańcowanio, ani do scypanio...
Na ten przykłot - moja kobzieta. Ta jek w tońcu sie rozchodziła, to tylo sie jej nawrocali. A trempała, a psiscała, ze ledwo pedałowke było słychać. Totez sie z nio i ozeniułem. Downiej z daleco było ziadomo cy to je chłop, cy baba. a dzisioj..., jek nie uscypnies, tak nie poznos.
Leszek Czyż

Zielganocno palma

Poziem wom, ze nojziencej roboty, to je zawdy u nas przed śwentani Zielgejnocy. Cale oddychu ni ma. A to śwenconek przystrojeć, a to jojka umalować, a to znów ksiotkow z bzibziuły do palmy narobzieć.
Nojprzod, to musiołem pomogać matce jek bzieliła ściany w alkerzu. Za sile znow ociec nakozoł ni pugrotki zagrabzieć; i tyło tak lotołem z jedne w drugo. A nojlepsiej, to ni chyba te lotanie wychodziło.
Jek ociec przynios z zogajnika ten jeglijowy drążek do palmy, to z niejsca usiedlim ksiotki robzieć. Trochę sie krzyziułem, bo to marudno robota, ale nie było retunku - mus to mus. Jek bułem u Joziokow, to godali, ze latoś nie bendo robzieć takej duzej palmy, ale one same nie za duże, to i palmy robzio mniejse.
Mamusia moziła, ze Pan Bog je wysoko, to maluśkej palmy nawet nie zauwozy. I dlotego nakozała ojcoziu wyciąć dłuzso jeglijke. Nie ziem cysta słyseli, ale Zośka Joziokowa na zapoziedzie dała. Majo sie zenieć z tem małem Antkem Froncokowem. Zośka mozi, ze to nic ze mały; robota przy zieni, podbrykiwać do niej nie trzeba. A i do tońca ponoć zgrabny. Polecke, to i w lewo, i w prawo okrenco na jednej nodze. A jek tańcuje powolnioka, to mu sie az skrzy spod nopsientkow.
Mamusia ni moziła, ze downiej, to do niej tez przyjezdzoł taki jeden z Psiontkozizny. Roz przyjechoł, obejrzoł, obejrzoł i wzion na muzykę. A jek w tońcu przycisnon do sie, to az dziorke na plecach w nowej blusce papsierosem wypoluł! Później drugi roz przyjechoł, znow obejrzoł, obejrzoł... i ziencej nie przyjechoł. Może to i dobrze, ze mamusia z ojcem sie ozeniła, a nie z jekem obcem chłopem.
Jek juz zrobzilim to naso palmę, to zaro zanieślim do kościoła. Ksiondz pośwenciuł, a jekem śli w procesyi, to zauwozułem, ze Froncokowe meli jesce zienkso. Froncokow Antek, to az sie przeginoł jek jo wynosiuł z kościoła. Myślołem ze sie zaro wywali, ale nie. Sed śtybno, bo sie chcioł przed Zośko jek nojlepsiej okozać.
Jekem tak sed kele ojca w tej procesyi, to poziedziołem sobzie, ze jek bende duzy, to zrobzie palmę az do samiuśkego nieba, zeby Pan Jezus zidzioł chto tu je nojpobozniejsy we wsi!

Leszek Czyż

Pobrane z Kurpiowszczyzna Moja Ojczyzna

 

Tańce kurpiowskie

Muzykalność i żywiołowość ludności kurpiowskiej można zauważyć nie tylko w pieśniach. Znalazła ona swój oddźwięk także w innym, ważnym elemencie folkloru muzycznego Kurpiów - w tańcach. Tańce czy tylko "przytrampywanie" (przytupywanie w takt muzyki czy pieśni) stały się częścią każdej uroczystości. Tradycyjne tańce i ich figury taneczne w większości się zachowały -niektóre uległy zmianie, jednak styl wykonania pozostał ten sam.
 

      Największą różnorodność tańców możemy zobaczyć w trakcie wesela. Należy tu zaznaczyć, że niektóre z tańców, dzisiaj tańczone tylko w trakcie zabawy, w przeszłości związane były z obrzędami, niektóre zaś zostały zapożyczone z innych kultur, np. olender, czy polka. Zabawy, wieczory taneczne, wypełniały takie tańce jak powolniaki, okrąglaki, polki. Ambicją każdego tancerza było tańczyć lepiej,

zobacz Galerię

 bardziej siarczyście i z większym zapałem. Zabawy byty organizowane przeważnie przez młodzież. Tak opowiadał kiedyś o tym Józef Mróz: "Kawalerzy jak chcieli urządzić zabawę, to się umawiali i szli, gdzie największe mieszkanie. Prosili o to mieszkanie gospodarza i tam sprowadzali muzykanta -"groca" albo muzykantów. Uczestnicy zabawy gromadzili się pod ścianami. Był wśród organizatorów jeden - zazwyczajnajlepszy tancerz i "zawadyjok", któremu każdy ustępował i on "zarządzał" w. ciągu całej zabawy. Mężczyźni żonaci, zwani "uoracami", tańczyli osobno. W pewnym momencie najlepszy tancerz "zakazywał" grocowi: "hola! - nie tańcujem, uorace tańcują*. I wtedy uorace dziewczyny młode pobrali i dalej - pokazywali, co potrafią". Zabawa trwała całą noc - "od widnia do widnia". Kurpie lubili śpiewać i tańczyć: "Idź do roboty, robotę rób, ale spsiwoj"". Muzyka, śpiew i tańce to nieodłączne części życia Kurpia. To właśnie im zawdzięczamy, iż wiele dawnych treści i form zachowało się aż do dzisiaj.


Tańce najbardziej popularne na Kurpiach to:
 

    - Powolniak
    Najbardziej charakterystyczny i typowy taniec kurpiowski. Wbrew nazwie tańczony jest bardzo szybko. Ciekawą cechą jest to, że bywa dzielony w różny sposób. Spotykane są zapisy nutowe zarówno w takcie nieparzystym jak i parzystym. Przed rozpoczęciem tańca wszystkie pary ustawiały się jedna za drugą. Gdy muzykanci rozpoczęli grać, tancerze najpierw "deptali nogami" w miejscu i "dopiero poszła jedna para", potem druga itd. Tańcząc powolniaka, tancerze stawiają kroki długie i szybkie. Obroty są zamaszyste i energiczne. Nie ma w tym tańcu podrygiwania, czy podskakiwania. Jak powiadają na Kurpiach, ten jest uważany za najlepszego tancerza, który tak tańczy, że mu "śklanka" wody z głowy nie spadnie. Świadczy o pewnej gładkości i płynności tańca. Rytm taneczny powolniaka nie zawsze pokrywa się z rytmem muzycznym. Kroki w tańcu są trzymiarowe bez względu na metrum muzyki. Gdy melodia jest grana w takcie 2/4, to krok ten będzie rozłożony na półtora taktu.
     

    - Okrąglak
    Na Kurpiach znany jest w trzech odmianach, jako: cochany, suwany i chlapok. Jeśli chodzi o układ figur tanecznych, to podobny jest do oberka, z tą różnicą, że tańczy się go nieco wolniej. "Chlapok" to okrąglak z wybijaniem rytmu w czasie tańca przez palce i pięty. "Cochany" i "suwany" to ten sam taniec. Nazwę wziął od pociągania nogami po podłodze. Widzimy tutaj, że ten sam taniec w zależności od sposobu wykonania ma dodatkowe nazwy. Innym okrąglakiem jest tzw. "toniec" - jest to w zasadzie walc, ale tańczony powoli. Tancerze wykonują w trakcie tańca obroty w prawą i w lewą stronę na przemian. Obroty te są wykonywane co kilka taktów.

    - Konik
    To prawdopodobnie najstarszy taniec kurpiowski. Dziewczęta biorą się za ręce i tworzą kółko. W trakcie muzyki "przytrampują", skaczą,, a od czasu do czasu kucają na ziemi.

    - Wyrwas
    To również odmiana okrąglaka. Różnica polega na tym, że taniec przeplatany jest śpiewem.

    - Olender
    Taniec zapożyczony z innych kultur. Istnieją dwie wersje dotyczące jego pochodzenia. Według jednej był on przywieziony na Kurpie przez Holendrów - rzemieślników sprowadzonych przez królów polskich. Celem ich między innymi było podniesienie kultury leśnej na puszczy. Druga wersja mówi, że w Prusach po lewej stronie Szkwy znajdują się wyręby, zwane "holanderci". Stamtąd wzięli pochodzenie bartnicy Olendrzy. W czasie reformacji przychodzili oni na puszczę, by z misjonarzami protestanckimi werbować Kurpiów na nową wiarę. Razem z tą nową religią przynieśli na Kurpie ów taniec, który przetrwał do dzisiejszych czasów.

    - Oberek
    Taniec podobny do okrąglaka. Cechą różniącą od siebie te dwa tańce jest tempo. Przy tańczeniu oberka wykonuje się małe energiczne i ostre kroki obracając się dookoła. Niektórzy tancerze wprowadzają w czasie tańca pewne urozmaicenia, jak np.:tańczenie bez obrotów przez pewien czas, czy unoszenie przez tancerza prawej nogi na trzecią część taktu.

    - Żuraw
    Taniec, który wywodzi się również z grupy okrąglaków. To najbardziej zmysłowy, niemal erotycznym tańcem kurpiowskim.

    - Polka
    Tak jak okrąglak, tak i polka posiada kilka odmian. Na Kurpiach jest tańcem bardzo popularnym. W zależności od sposobu tańczenia i figur może być polka "równiejso", polka "trzęsiono" albo "trzęsionka, trampólka" - lub jej odmiana "fafur".
    - Polka "równiejso".
    W czasie tańca wykonuje się obroty w prawą lub w lewą stronę przy jednoczesnym posuwaniu się po kole. Charakterystyczny jest tzw. krok "półkowy" polegający na stawianiu nogi na przednią część stopy. Taniec ten tańczy się bez podrygiwania.
    - Polka "trzęsiona".
    Jest to odmiana polki "równiejsej". Cechą charakterystyczną jest to, że tancerze poruszają się z "przydrygiem", a zamiast dosuwania stawiają nogę z góry.
    - Trampólka. Tancerze wykonują obroty w prawą lub lewą stronę na zmianę, posuwając się po kole.

    - Fafur
    Jest to odmiana trampólki. Na Kurpiach nazwa ta oznaczają również wstążkę zawiązaną w kokardkę. Taniec ten jest więc lekki; Kurpie porównują go do rozwianej, fruwającej na wietrze kokardki. Tańczy się go zarówno w obrotach, jak i bez obrotów, w ten sposób, że jedna osoba postępuje w przód, a druga w tył, posuwając się po linii koła

    - Stara baba
    Taniec ten jest bardzo popularny na Kurpiach. Zawiera trzy rodzaje kroków tanecznych:
    - kroki boczne,
    - stąpnięcia w miejscu,
    - kroki obrotowe.

Jak w całej Polsce, tak i na Kurpiach tańczą mazura i połączenie mazura z polką, tzw. mazur-polkę oraz walca w metrum 3/4 Wszystkie tańce podane powyżej to tzw. tańce obrotowe. Stanowią one najliczniejszą i najbardziej lubianą grupę tańców na Kurpiach Z innych tańców wymierać należy jeszcze:
1. Korowodowe
- przytrampywanie, czyli "tak jak groc gra",
- wyprowadzanie druhen za stół -taniec weselny po oczepinach,
- skakanie z czepkiem - taniec weselny
2. Niekorowodowe:
- gonienie po zastolu - taniec tańczą wokół stołu dwie osoby (chłopak i dziewczyna). Jest to gonienie panny przez kawalera
3. Tańce o charakterze chodzonego:
- oprowadzanie panny młodej wokół stołu przy akompaniamencie pieśni śpiewanej przez kobiety w izbie,
- marsz weselny - biorą w nim udział wszyscy goście, odprowadzając parę młodą do wozu, którym mają jechać do kościoła.
Obok tańców zbiorowych, Kurpie wykonują również tańce solowe:
- kozak kurpiowski - najczęściej wykonywany przez starsze osoby mężczyznę i kobietę.
- zajączek - kobieta układa na podłodze dwr- równe kijki na kształt krzyża potem ująwszy się pod boki skacze w rytm granej muzyki tak, aby czubkiemlewej nogi dotykać pole w prawymramieniu krzyża, a czubkiem prawej w lewym. Taniec ten wymaga dużej zręczności i wprawy - kijków złożonych na krzyż nie wolno w czasie tańca dotknąć nogami.
- żabka - w czasie tańca tancerzewykonują ruchy podobne do skakania
żaby na polu. Taniec dość szybki.
- myszka - jest to raczej zabawaniż taniec. Tańcząca młodzież ustawia się w dwa szeregi: z jednej stronydziewczęta, z drugiej chłopcy. Między nimi pozostawiona jest wolna przestrzeń, aby dziewczyna, która gra myszkę mogłaswobodnie biegać. Powyższe tańce są najbardziej znane i lubiane na Kurpiach. Akompaniamentem do tańców kurpiowskich może być i jest zarówno śpiew, jak i muzyka instrumentalna.


Rytm i tempo w tańcach kurpiowskich jest wyznaczone przez muzykę lub śpiew. Ozdobnymi dodatkami do akompaniamentu muzycznego są klaśnięcia w dłonie, luźne okrzyki, tupania czy pogwizdywania. W czasie tańca narasta dynamika i ekspresja ruchowa. Rytm jest bodźcem podniecającym dla tancerzy.

Źródło: Kurpiowszczyzna Moja Ojczyzna - link do strony
oraz Informator Ostrołęcki

 

Muzyka Kurpiowska do pobrania w formacie MP3:

Miłego słuchania.

Pobrane ze strony Artysty - Przemko

 

Miłego słuchania.

Pobrane ze strony Informatora Ostrołęckiego.

 

 

 

 

Jeżeli mają państwo jakiekolwiek propozycje do strony proszę o kontakt.